piątek, 27 kwietnia 2018

Od Nataniela cd. Celestii

 Zmęczenie musiało wziąć nade mną górę, bowiem niewiele pamiętałem z nocnych wydarzeń. Jedynie panikującą Celestię i jej niemą prośbę o pomoc. Jednak ta krucha istotka zniknęła, w zamian pojawiła się stara, dobra jasnowłosa. Pochylona nade mną, wylewała z siebie potok słów. Starałem się je wyłapywać, jednak zaskoczenie tym, co przed chwilą zrobiła, wygrało. Wpatrywałem się w te cudowne oczy, a serce wybijało nerwowe staccato. Z trudem powstrzymałem czerwień cisnącą się na policzki, nie chcąc spłoszyć dziewczyny. Co chciała osiągnąć, obdarowując mnie czymś tak przyjemnym? Czymś, na co nie zasłużyłem i zapewne długo się to nie zmieni... Dźwignąłem się, opierając na łokciach. Dłonie ułożyłem na jej talii, kładąc panienkę na łóżku. Ani na sekundę nie spuszczałem z niej oczu, te zimne tęczówki hipnotyzowały. Odsłonięta skóra wydawała się jeszcze bielsza, skąpana w blasku wschodzącego słońca, przywodziła na myśl złoto. Opuszkami palców ostrożnie dotknąłem aksamitnego policzka, jakbym miał do czynienia z bardzo kruchą figurą. Żywym, gorącym aniołem, przez którego tak wiele razy plątały się moje myśli, uczucia, emocje. 
 Jak daleko mogę się posunąć? Granica jest krucha, nie narusz jej, Natanielu.
 Dłoń powoli wędrowała w dół, znacząc niewidzialną linię na ciele Celestii. Zaskoczonej, płonącej żywym ogniem. Kochałem ją całym sobą, choć ukrywałem ten fakt przez bardzo długi czas. Bałem się czegoś niewypowiedzianego, a jednak namacalnego. Zawsze dzielił nas pewien dystans, nie pozwalając na zrobienie kroku w przód. Inne dziewczyny nie miały oporów, działały niczym zwierzęta, polując na kolejnych kochanków. A ona? Wiecznie niedostępna, zamknięta w świecie własnych myśli. Nieskalana brudem rzeczywistości. Złapałem za poły jej koszulki, usta zbliżyłem do ucha dziewczęcia. Nie chciałem jej skrzywdzić. Jedynej osoby, która była przy mnie, niezależnie od okoliczności. Naciągnąłem ciemny materiał bokserki, zasłaniając nagą skórę.
 — Nie kuś diabła, Celestio— szepnąłem cichutko, wargami muskając jej usta.
 Wstałem z łóżka, oddając jej przestrzeń osobistą. Powinna odpoczywać, nocą ledwo żyła. Przeciągnąłem się, niczym stary kocur, idąc w stronę komody. Wypadało coś na siebie włożyć, wszak towarzyszyła mi dama. Ale nie, świeciłem nagością, jak jakiś nudysta i bezwstydnik. Nie odwróciłem się w jej stronę, zabrakło mi odwagi na coś tak prostego. Wygłupiłem się, aktualnie modląc się o to, by nie była na mnie zła za moje śmiałe poczynania względem jej osoby.

CELESTIO?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy