Zawrotna prędkość, nazywana przez niektórych wolnością. Lodowate powietrze, wbijające swoje igiełki w odsłonięte fragmenty skóry. I to niczym niesplamione uczucie lekkości, jakbym unosiła się na wietrze. Pierwszy raz od bardzo dawna tak swobodna, mogąca zapomnieć o troskach dnia codziennego. Z zafascynowaniem wpatrywałam się w mijany przez nas krajobraz. Surowy, świadczący o potędze ludzkości, ale też jej pochopności w działaniu. Jeszcze przed ostateczną próbą i wysłaniem mnie na pierwsze szkolenia, kiedy byłam tą małą dziewczynką, nieświadomą tego, czym jest okrucieństwo, ból, cierpienie- matka uwielbiała opowiadać mi o przeszłości. Jak dziś pamiętam długie godziny spędzone na jej kolanach, w towarzystwie taty, krzątającego się po salonie. Niestety w pamięci pozostał jedynie cień, zamazana postać, mająca zastąpić obraz dawnego przywódcy krwawej potęgi. I dojmująca tęsknota za tym basowym, wiecznie spokojnym głosem, opanowanym tonem, w którym zawsze odnajdywałam choć odrobinkę wesołości. Jedynym, co nie zostało wyrzucone do kosza zapomnienia były krwistoczerwone oczy, paradoksalnie na tle czarnych jak noc tęczówek. Tatuaże zdobiące większą część ciała pierwszego z von Detremante. To, co było dlań najbardziej charakterystyczne.
Zacieśnić chwyt, raz jeszcze przywrzeć do pleców poczuć te naprawdę mocno napięte mięśnie i nieziemsko przyjemny zapach, przebijający się nawet przez barierę kasku. Wszelkie polecenia wykonywałam automatycznie, nawet o tym nie myśląc. Jakby ktoś zaprogramował mnie, nakazał bezwzględne posłuszeństwo wszystkim, nie tylko osobom wyższym rangom. Tutaj rządził Tobias. To on grał rolę dowódcy, opiekuna wycieczki krajoznawczej, a ja byłam jedynie obserwatorem, zbędnym ciężarem. Narzuciłam mu się, przez co aktualnie wzbierało we mnie poczucie winy. Poczucie winy zmieszane z ciekawością czy jego wcześniejsze słowa były prawdą i tym, jak długo zdoła z nią wytrzymać. Większość wysiadała po maksymalnie kilku godzinach, potem stwierdzając, że szkoda zachodu dla dzieciaka w ciele dorosłej kobiety i tylko do jednego się nadaję.
Mogłabym przysiąc, że oczy mi się zaświeciły na sam widok jednego z najlepiej zachowanych budynków, jaki kiedykolwiek dano mi ujrzeć. Pomnik dawnej potęgi, o której uczono najmłodszych i która miała pobudzać starszych do działania na rzecz rozwoju oraz tego magicznego lepszego jutra, o jakim mówili dowódcy nie tylko w szeregach Nocnych. Jednak wcześniejsza utrata krwi ponownie zechciała dać o sobie znać, tym razem nieco lżej. Pojedyncze mroczki i iskierki zatańczyły przed oczami, zaś ja starałam się nie dać po sobie nic poznać. Specjalnie mocno splotłam swoje palce na brzuchu towarzysza, żeby nie polecieć do tyłu, jeśli ów atak zechciałby potrwać nieco dłużej, może nawet przybrać na sile.
TOBY?
Długie oczekiwanie na krótki odpis ;----------;