poniedziałek, 29 października 2018

Od Dary c.d. Tobiasa

 Zawrotna prędkość, nazywana przez niektórych wolnością. Lodowate powietrze, wbijające swoje igiełki w odsłonięte fragmenty skóry. I to niczym niesplamione uczucie lekkości, jakbym unosiła się na wietrze. Pierwszy raz od bardzo dawna tak swobodna, mogąca zapomnieć o troskach dnia codziennego. Z zafascynowaniem wpatrywałam się w mijany przez nas krajobraz. Surowy, świadczący o potędze ludzkości, ale też jej pochopności w działaniu. Jeszcze przed ostateczną próbą i wysłaniem mnie na pierwsze szkolenia, kiedy byłam tą małą dziewczynką, nieświadomą tego, czym jest okrucieństwo, ból, cierpienie- matka uwielbiała opowiadać mi o przeszłości. Jak dziś pamiętam długie godziny spędzone na jej kolanach, w towarzystwie taty, krzątającego się po salonie. Niestety w pamięci pozostał jedynie cień, zamazana postać, mająca zastąpić obraz dawnego przywódcy krwawej potęgi. I dojmująca tęsknota za tym basowym, wiecznie spokojnym głosem, opanowanym tonem, w którym zawsze odnajdywałam choć odrobinkę wesołości. Jedynym, co nie zostało wyrzucone do kosza zapomnienia były krwistoczerwone oczy, paradoksalnie na tle czarnych jak noc tęczówek. Tatuaże zdobiące większą część ciała pierwszego z von Detremante. To, co było dlań najbardziej charakterystyczne.
 Zacieśnić chwyt, raz jeszcze przywrzeć do pleców poczuć te naprawdę mocno napięte mięśnie i nieziemsko przyjemny zapach, przebijający się nawet przez barierę kasku. Wszelkie polecenia wykonywałam automatycznie, nawet o tym nie myśląc. Jakby ktoś zaprogramował mnie, nakazał bezwzględne posłuszeństwo wszystkim, nie tylko osobom wyższym rangom. Tutaj rządził Tobias. To on grał rolę dowódcy, opiekuna wycieczki krajoznawczej, a ja byłam jedynie obserwatorem, zbędnym ciężarem. Narzuciłam mu się, przez co aktualnie wzbierało we mnie poczucie winy. Poczucie winy zmieszane z ciekawością czy jego wcześniejsze słowa były prawdą i tym, jak długo zdoła z nią wytrzymać. Większość wysiadała po maksymalnie kilku godzinach, potem stwierdzając, że szkoda zachodu dla dzieciaka w ciele dorosłej kobiety i tylko do jednego się nadaję.
 Mogłabym przysiąc, że oczy mi się zaświeciły na sam widok jednego z najlepiej zachowanych budynków, jaki kiedykolwiek dano mi ujrzeć. Pomnik dawnej potęgi, o której uczono najmłodszych i która miała pobudzać starszych do działania na rzecz rozwoju oraz tego magicznego lepszego jutra, o jakim mówili dowódcy nie tylko w szeregach Nocnych. Jednak wcześniejsza utrata krwi ponownie zechciała dać o sobie znać, tym razem nieco lżej. Pojedyncze mroczki i iskierki zatańczyły przed oczami, zaś ja starałam się nie dać po sobie nic poznać. Specjalnie mocno splotłam swoje palce na brzuchu towarzysza, żeby nie polecieć do tyłu, jeśli ów atak zechciałby potrwać nieco dłużej, może nawet przybrać na sile.

TOBY?
Długie oczekiwanie na krótki odpis ;----------;

sobota, 29 września 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

 Sierpniowe, popołudniowe słońce przebijało się przez korony drzew, rzucając różnokolorowe cienie w najróżniejszych kształtach na stolik, przy którym siedziałam, a także na jego okolice. Pary młodzieńców, starców, tutejszych dziewcząt i żołnierzy wirowały w centralnej części rynku. Dzięki zabudowaniom i drobnym wzniesieniom wokół niej- dźwięk gitar, skrzypiec i innych instrumentów, których nawet nie potrafiłam nazwać, bez problemu niósł się po całej okolicy. A przy okazji płoszył zwierzynę z lasów. Właśnie, las.. Już kilka tygodni temu Chaol osobiście pojawił się pod świątynią z pisemną zgodą od Starszych na możliwość rozmowy ze mną. Przekazał mi prośbę, bym zebrała kwiat o'rdu. Było tylko jedno, malutkie ale. Roślinka zakwitała nocą, tylko raz na cały rok. I ta noc była właśnie dzisiaj; dokładnie za kilka godzin. Niespełna dwudziestoletni zielarz nie mógł zrobić tego sam. Uniemożliwiała mu to złamana noga. Może powinnam powiadomić kogoś ze Starszyzny o tym, że nie będzie mnie w domu? Cóż, złapię później Freyę lub Luciena, innej możliwości nie ma. 
 Zmarszczyłam leciutko brwi, odnalazłszy wzrokiem czarnowłosą kobietę, a szczerze rozbawiony uśmiech sam z siebie zawitał na moich ustach. Prawie że sześćdziesięcioletnia wdowa, a zachowywała się, jak nastolatka. Ze spojrzeniem utkwionym w jednego z bardziej wyróżniających się mężczyzn, zdecydowanie nietutejszego. Zresztą... Cóż się dziwić? Od dawna trajkotała o tym, jacy to wioskowi panowie są niewychowani, niekulturalni. A jej drogi kuzyn przoduje w tym najbardziej, razem z Lorcanem dając zły przykład pozostałym osobnikom płci męskiej, żyjących w Terrasenie. Zaś nawet stąd widać było, że pan Chimero zna zasady savoir-vivre i potrafi obchodzić się z kobietami. Wcale, oj, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Freya się do niego odezwała. Może chociaż ona potrafiłaby złapać jakiś dobry kontakt z mężczyzną, który zdecydowanie zawrócił jej w głowie. W przeciwieństwie do nieudolnej kapłanki, która nawet nie miała okazji do rozmowy z młodym mężczyzną, o którym fantazjowała i śniła odkąd zrozumiała, co też do niego czuje. Przecież jeśli tak dalej pójdzie, to być może nigdy więcej go nie zobaczę. Nie będzie mi dane usłyszeć tego spokojnego, niskiego głosu, a jednak wzbudzającego zaufanie i powodującego szybsze bicie serca. Ni nie będzie mi dane zobaczenie oczu, niezmiennych od tych siedmiu lat. Wciąż tak samo niezwykłych, kolorowych. Na myśl przywodzących jakiś rzadki kamień szlachetny. Może jakiś rzadki opal, w tych niesamowitych, choć współgrających ze sobą odcieniach?
 Ze świata myśli wyrwały mnie ciche kroki, jednak dobrze słyszalne na kamiennej ścieżce. Zamrugałam kilkakrotnie, jakby wyrwano mą skromną osobę z jakiegoś transu, czy innego letargu. A biedne, nieco zbolałe serduszko znów przyspieszyło, gdy tylko go zobaczyłam. Początkowo byłam święcie przekonana, że mnie nie zauważył; że po prostu mnie ominie i przejdzie obok, wściekły na to, co wydarzyło się w świątyni. A jednak.. Pochwyciłam jego spojrzenie, wbite wprost we mnie. Zaś szczery uśmiech znów pojawił się na podkreślonych przez szminkę ustach. Tak, jak wtedy, gdy nawiązaliśmy ze sobą kontakt wzrokowy podczas mszy..

NATANIELU?
W końcu odpis, hua 

piątek, 28 września 2018

Od Tobiasa – Cd. Dary

 Uśmiech sam wpełzł na moje usta, nawet nad tym nie panowałem. Skubany, z reguły tak sam z siebie się nie pojawiał. Tylko przy tej ciemnowłosej piękności, której perfumy czuć było w całym samochodzie. Choć zupełnie nie znałem się na zapachach, ten przywodził na myśl jakieś kwiaty. Dziwnie znajome. Chyba. Bo już słyszałem, że jakiś składnik perfum się bierze z dupy jakiegoś biednego ssaka, czy coś. Aaale ręki bym za to nie oddał, co to, to nie. Bo pewnie bym musiał nosić protezę i wtedy już dawkowanie kwasów nie byłoby tak dokładne, jak teraz. Ale wracając- włożyłem kluczyki do stacyjki, niemalże natychmiast odpalając. To właśnie była zaleta tych nowszych samochodów, prosto z salonu. Nie trzeba było czekać zbyt długo na to, by "mechanizm" pod maską się obudził. Nawet, jeśli miał to być poniedziałkowy poranek, przez tak wielu znienawidzony. I w sumie.. Cóż, ktoś się temu dziwi?
 Wrzuciłem pierwszy bieg, w duchu dziękując sobie za zaparkowanie przodem do wyjazdu. Dzięki temu nie musiałem tyłem manewrować na, zapełnionym już, placu. Delikatnie wcisnąłem sprzęgło, gaz i równie powoli ruszyłem, nie chcąc potrącić jakiegoś zagubionego pacjenta, czy przechodnia wychodzącego ze szpitala. Ostrożności w takich miejscach nigdy za wiele, o czym już przekonałem się nieraz, obserwując auta z okna laboratorium. Na szczęście ofiary takich wypadków z reguły miały jedynie zdartą skórę, czy powierzchowne potłuczenia. No, a przynajmniej tak słyszałem. W końcu co groźniejszego może się stać, gdy samochód jedzie 10 km/h?
 Dotarłszy na główną drogę, o dziwo niezakorkowaną, dłoń jakimś dziwnym trafem znalazła się na kolanie ciemnowłosej damy, zajmującej miejsce pasażera. Już nie raz i nie dwa odwoziłem ją do domu. Jednak tym autem jechała po raz pierwszy; zapewne wcześniej przyzwyczajona do czarnego Kawasaki, lub nieco starszego BMW, odziedziczonego jeszcze po ojcu. Choć od zakupu Audi zaczął zbierać na kolejny nabytek, choć tym razem zapewne zajmie mu to znacznie, znacznie dłużej...
 – Dobrze myślałaś, skarbie. Jestem fanem dwóch kółek, ale niedawno pożyczyłem motor Phillipowi, bo samochód zaczął mu szwankować, a chciał pojechać na urodziny do swojej mamy – wytłumaczyłem spokojnym tonem, kciukiem gładząc delikatną, acz chłodną skórę na jej nodze.
 W końcu Phill zawsze mi pomagał, gdy byłem w potrzebie. Więc chciałem mu móc odwdzięczyć się tym samym, a wczoraj nadarzyła się ku temu najlepsza okazja. Po kilku minutach, stojąc na czerwonym świetle, mój wzrok podążył ku pasażerce. Tak poważnej, dumnej i pięknej. Pozwoliłem sobie na dokładne zlustrowanie jej spojrzeniem, w końcu mogąc to zrobić w pełni "legalnie" i bez strachu, że Dara mnie zwyzywa. Choć w sumie wciąż mogła to zrobić. Ale wzrok zatrzymał się na jej twarzy; krwistoczerwonych oczach, tak odznaczających się od wiecznie bladej cery i równie czerwonych ust. Sam nie wiedziałem, czy to była zasługa szminki, czy może jednak naturalnej urody tej piękności. Z tej perspektywy, ze złotym światłem słońca, odbijającym się w jej tęczówkach, przypominała Śnieżkę z tych dziecięcych bajek. Jednak poważniejszą, doskonalszą, piękniejszą. Ze znacznie dłuższymi włosami i zdecydowanie niepowtarzalnymi oczami...

 DARO?
 Się wzięło zboczkowi na podziwianie swojej pani XD

sobota, 22 września 2018

Od Tobiasa – Cd. Dary

  Ruszyliśmy na północ, powoli zbliżając się do terenów Żądnych Ładu. Ale nie chciałem zbytnio ryzykować i jechać skrótem. Mógł tam być bowiem patrol, poszukujący mojego więźnia. Albo, co gorsza, całe wojsko, dzielnie walczące z naszymi. Dlatego właśnie wybrałem tę dłuższą drogę. Choć cichy głosik z tyłu głowy nie dał mi także zapomnieć o stanie dziewczyny, która obecnie siedziała tuż za mną. Mimo, że teraz bez dwóch zdań było lepiej, niż jeszcze kilka godzin... Tfu, kilkadziesiąt minut temu, wciąż miałem to na uwadze. Poranne słońce nieco raziło po oczach, ale na szczęście szybka w kasku skutecznie zatrzymywała większość promieni. W końcu, między wysepkami piasku, suchej ziemi i popiołów, czy też pozostałości starych blokowisk, powoli można było zacząć dostrzegać pojedyncze, karłowate drzewa. Jednak im dalej na północny wschód, tym więcej roślin mijaliśmy. Po kilkunastu minutach naprawdę szybkiej jazdy pojawiła się stara, asfaltowa droga między drzewami. Szczątki starych samochodów, jakby zatrzymanych w czasie rozsypane były po całej czteropasmówce, dawniej bezpośredniej autostradzie Shadow Hunters a Blood Masters. Nieużywana właściwi od lat, zdążyła się dość mocno zakurzyć. Zarówno przez piach z północnych pustyni, jak i po prostu przez suchą ziemię, będącą niemalże wszędzie wokoło. Całe siedem godzin jazdy z nieprzytomną babką z tyłu utwierdziły mnie w przekonaniu, że to byłby cud, gdybyśmy spotkali tutaj teraz jakiegoś człowieka. Stąd też, z mojej strony, brak było jakiegokolwiek strachu z wykrycia nas, zauważenia. Po kolejnych piętnastu, może dwudziestu minutach znacznie, oj, znacznie zwolniłem i wjechałem w las. 
 — Pochyl się, Daro. Żebyś nie dostała jakimś badylem w głowę! — zawołałem głośno do swojej towarzyszki, mając szczerą nadzieję, że mnie usłyszy. 
 Sam zaś również pochyliłem się, chowając głowę zaraz przy kierownicy. Prędkość zaś zredukowałem z wcześniejszych 220, na 40 km/h. Tak, by nie przepaść przez żadne zdradliwe korzenie, ale też by nie robić tak wielkiego hałasu. Choć sam wiedziałem, jak upadek przy tamtej ogromnej prędkości może się skończyć. Zostało tam dużo krwi i miałem szczerą nadzieję, że nie dojdą przez to do Ludenberg. Po kilku kilometrach zobaczyłem aż nazbyt znajomy budynek. Stary blok, mający gdzieś z siedem pięter. Mimo to, był dość mały. Na każdym z nich były po dwa, dość pokaźne mieszkania. I dodatkowo piwnica, w której z reguły chowałem motocykl. Zaś na piętrze numer cztery znajdowało się moje laboratorium i swego rodzaju więzienie. Bo na siódmym nie było już dachu, a ściany były niemalże połowicznie zrujnowane. Ale poza tym, blok był całkiem nowy.

Daro?
Podoba się budynek z zewnątrz? xD

wtorek, 18 września 2018

Od Nataniela c.d. Celestii

 Głośne westchnienie wyrwało się z ust, by ujrzeć światło dzienne, kiedy tylko usłyszałem pierwsze odgłosy towarzyszące festiwalom. Niezależnie od miejsca i czasu ludzie zawsze robili hałas i raczyli innych regionalna muzyką. Do tego potrawy charakterystyczne dla danego miejsca, pamiątki czy inne drobiazgi, które można zabrać ze sobą do domu jako ozdobę albo prezent dla kogoś bliskiego. Swoją drogą ciekawe czy tutaj też dostanę jakąś błyskotkę dla tej sroki, która truła mi zadka już miesiąc przed wyjazdem. Zakichana pani doktor. Wielka, poważna, ale cholernie upierdliwa. Zamiast zabrać się za Whitehorna, wolała latać wokół mnie i prosić o przywiezienie czegoś. Czasami miałem jej serdecznie dosyć, głównie przez takie namolne, dziecinne zachowanie. Sięgnąłem do kieszeni spodni, na ślepo szukając w niej portfela albo chociaż jakichś wolnych banknotów. Na prowincji raczej obowiązywała wspólna waluta, przynajmniej taką miałem nadzieję. Inaczej będę w ciemnej ciasnej, nic za darmo brać nie zamierzam, nawet jeśli próbowaliby mi wcisnąć. Pracują, robią, powinni zarobić jak wszyscy uczciwi ludzie.Poza tym zgłodniałem jak wilk, te całe racje żywnościowe nie zaspokajały głodu, tylko potrzeby organizmu. Może gdzieś tu znajdę jakieś stoisko z bułeczkami albo serkiem?
 Przekroczyłem granicę ścieżki i udekorowanego rynku, od razu rozglądając się na wszystkie strony. Kilku chłopców, chyba w moim wieku, może starszych, natychmiastowo zwróciło ku mnie swoje oblicza. Ciekawi skurkowańcy, choć może zaskoczeni tym, że miałem przy sobie broń? Albo, że grzebałem po kieszeni publicznie, bez skrępowania? Kij ich wie, chcę je... Zmarszczyłem brwi, czując na sobie spojrzenie inne, niż te młodzików. Naprawdę zaciekawione, jakby ów ktoś chciał przejrzeć mnie na wylot. Odwróciłem się w tamtą stronę, a włosy na karczku stanęły mi dęba, gdy tylko natrafiłem na intensywnie zielone oczy. Jak u jadowitego węża zamkniętego w ciele dojrzałej kobiety. To chyba jej tatko tak się przyglądał i coś ględził w swoim namiociku. Stary wariat myśli, że ma szanse u młodszej od niego pani, przynajmniej wizualnie młodszej o kilka lat. Kiwnąłem głową na powitanie, ruszając w swoją stronę. Wizja oberwania od tatka nadal majaczyła gdzieś z boczku, przypominając mi o tym, by jak najlepiej wykonać powierzone zadanie. Przejść się, zdać raport, znów na spacerek, potem papu i wolne.
 Tak by było, gdybym po kilku minutach bezcelowego szwendania się nie zobaczył tej jednej, szczególnej osoby. Siedziała sama jak palec przy stoliku dla czworga, pogrążona w świecie myśli i marzeń. Znaczy się tak wyglądała, ludziom do głów nie potrafiłem zaglądać. Szkoda, bo taka umiejętność znacznie ułatwiłaby mój marny żywot. A nie jakaś regeneracja i inne bzdety. Bez chwili namysłu raźnym kroczkiem ruszyłem ku jasnowłosej piękności. Tylko po co, skoro zapewne nie ma ochoty na rozmawianie ze mną? Zwłaszcza po tym cyrku, jaki urządziłem w świątyni.

CELESTIO?
A może jednak masz?

sobota, 8 września 2018

Od Dary c.d. Tobiasa

W pierwszym odruchu zaczęłam szukać wzrokiem znajomego motoru, którym chłopak zazwyczaj jeździł i z którym zawsze kojarzyłam tego typu pojazdy. Pasowały od tak młodego, wysokiego i postawnego mężczyzny, razem z ubraniami ochronnymi oraz kaskiem w kolorze czerni. Dopiero kiedy nie mogłam go znaleźć- zorientowałam się, że dość mocno ścisnęłam dużą, ciepłą dłoń mojego ukochanego, podobnie jak ramię, na którym ułożyłam moją lewą rękę. Chwila dezorientacji, a także towarzyszący jej lęk minęły wraz z usłyszeniem jego słów. Nigdy nie lubiłam stawiania mnie w takich sytuacjach, wolałam wiedzieć o jakichkolwiek zmianach, ale Tobcio najwyraźniej po raz kolejny raczył o tym zapomnieć, z resztą jak każdy kto mnie znał. Nawet matka, z którą byłam tak blisko, zdawała się ignorować tego typu szczególiki. Wzrokiem powędrowałam najpierw ku kluczom dzierżonym przez ciemnowłosego, potem po rzędzie pojazdów, pośród których wyróżniał się ten jeden. Nie tylko podwójnym mrugnięciem światłami, ale też samym wyglądem. Nowy, zdecydowanie droższy od tych, jakie go otaczały i, fakt faktem, w stylu Ciernia.  
 Westchnęłam cichutko, nawet nie siląc się na to, by ukryć ulgę, jaka mnie ogarnęła, zaś uścisk wyraźnie zelżał. Przynajmniej moje dłonie nie wyglądały już jak dwie białe plamy, skubane nawet raczyły nieco się ocieplić, co nie należało do codziennych zjawisk. Prawdę mówiąc wcześniej zdarzyło się tylko kilka razy podczas tych długich lat znajomości z chłopakiem. I zawsze z jego powodu, przy nikim innym głupie serduszko nie potrafiło bić na tyle szybko, by tętno zaczęło przypominać to, jakie posiadali normalni ludzie. Zadarłam głowę w górę, uśmiechając się samymi kącikami ust. Skromnie, lecz na tyle, by nic po sobie nie pokazać.
 — Myślałam, że jesteś fanem dwóch kółek— szepnęłam, na moment pozwalając sobie na spojrzenie w te przepiękne, chabrowe tęczówki. Jedynie one pozostawały niezmienne przez tak długi czas, niezmiennie dając mi poczucie bezpieczeństwa.
 One, to przyjemne ciepło, dotyk i osoba Tobiasa... Tylko przy nim nie czułam tego dziwnego lęku i zagubienia, wiedziałam, że mam przy sobie kogoś, na kogo zawsze mogę liczyć. Nie ważne, jaką głupotę bym zrobiła- on zawsze przychodził mi z pomocą. Koił ból trawiący mnie za każdym razem, gdy coś poszło nie po mojej myśli. Ochraniał przed złem tego świata. Po prostu był i kochał, a ja wcześniej nie potrafiłam tego zauważyć... 
 Zapięłam pasy, już z przyzwyczajenia zakładając nogę na nogę. Tak, że spódnica sukienki znacznie się podwinęłam, na co nie zwróciłam większej uwagi. Za bardzo skupiłam się na ciemnowłosym, tak nieziemsko przystojnym i uroczym. A potem na torebce bez dna i jej bliżej niezidentyfikowanej zawartości. Klucz, klucz... Powinien gdzieś tu być, chyba, że znów zapomniałam zamknąć główne drzwi, wtedy chyba sama siebie zaduszę za bujanie w obłokach, ale też zerową odpowiedzialność za samą siebie i nieruchomy majątek. Nieruchomy przynajmniej w teorii, bo ile to wynieść lodówkę czy inny schowek na wartościowe rzeczy? Minuta, może dwie i po robocie. 

TOBIASIE?
A ta zawsze o czymś zapomni :')

środa, 29 sierpnia 2018

Od Celestii – Cd. Nataniela

 Z dłońmi splecionymi za plecami dreptałam ku centralnemu punktowi wsi. Już z daleka dobiegała mnie skoczna muzyka, tak charakterystyczna dla letniego festiwalu. Chłopcy naprawdę się postarali. Ćwiczyli cały rok, wiedząc, że w czasie zabawy mają do nas przyjechać oddział ze stolicy. Oddział, w którym większość żołnierzy była właśnie w ich wieku. Pamiętam, jak bardzo rozemocjonowani byli wczorajszego wieczora, gdy robili próbę generalną. Koniec końców nikt z nas nie wiedział, o której dokładnie oddział przybędzie na prowincję. Jedyną informacją był rok, miesiąc i dzień, czyli w sumie tak, jak zwykle. Wiadome również było to, w jakim mniej więcej wieku. Ale, cholera, ani przez moment nie spodziewałam się tego, że będzie mi dane ponowne zobaczenie Nataniela. Tej pierwszej i jedynej miłości, która dojrzewała przez cały ten czas, przez całe siedem, prawie osiem lat. Nie miałam żadnej pewności na to, że chłopak ją odwzajemnia. W końcu pierścionek mógł być zwykłym prezentem, a nie tym niemym zapewnieniem o uczuciach pana porucznika. Ale... Jego słowa o odpowiednim momencie, czy jego spóźnieniu... Zupełnie, oj, zupełnie ich nie rozumiałam.
 Ze świata przemyśleń i niepewności wyrwało mnie czyjeś nagłe chwycenie za ramiona. Ciepłe, kobiece dłonie leciutko zaciskające się na nagiej skórze na moich rękach sprowadziły mnie na ziemię, równie niespodziewanie, co skutecznie. Tylko... Skąd Freya się tutaj wzięła? Nie prowadziła razem z kuzynem oddziału na rynek? Odwróciłam głowę, by móc spojrzeć na czarnowłosą kobietę, delikatnie przyprószoną siwizną. I w te, wręcz jadowicie zielone oczy, tak podobne do oczu mojej matki. Podobno były bardzo daleką rodziną, choć jakoś nigdy się w to nie zagłębiałam. Odwróciłam się w jej stronę, nie ukrywając pytającego wyrazu twarzy. Czyżby szła za mną od samej świątyni?
 – Pani Fr.. – zaczęłam, ale ta przerwała mi podniesieniem ręki, co u niej było dość oczywistym gestem.
 – Wolałam się upewnić, że Lorcan znów cię gdzieś nie złapie i znów nie zrobi ci krzywdy. Choć ostatnio staje się coraz bardziej bezczelny... – wyjaśniła, z troską ujmując moją buzię i obróciła ją we wszystkie możliwe strony, oglądając ranę na wardze. Na całe szczęście nie wiedziała o plecach... – Poza tym... Domyślam się, że zmiana piosenki była improwizacją, co? Dla którego z panów? Pewnie tego z czarnymi włosami i wygolonym bokiem, hm?
 Krótka chwila konsternacji, namysłu, czy mogę jej zdradzić tożsamość chłopaka, który już tak dawno skradł moje serce. 
  – Zupełnie pani nie trafiła. Pieśń była z myślą o tamtym z białymi włosami. Jednym z najwyższych, mocno wyróżniających się na tle pozostałych żołnierzy – wyjaśniłam w końcu, nie chcąc, by ta rozsiała jakieś plotki. – Zakochałam się w nim już siedem lat temu i... I miłość wciąż i wciąż rosła.. 
 Mówiąc te słowa na mojej twarzy zajaśniał uśmiech. Wystarczyło samo wspomnienie Nataniela, krótka, przelotna myśl o nim. W końcu pogrążone w rozmowie dotarłyśmy na rynek, gdzie w końcu Freya zostawiła mnie samą, tłumacząc się przymusem pomocy Lucienowi. Mimo dość wczesnej pory, już dość dużo par zajmowało miejsce wyznaczone na tańce. Ja zaś zajęłam swoje, przy jednym z wolnych stolików.

NATANIELU?
Może w końcu uda im się pogadać xD

Obserwatorzy