wtorek, 18 września 2018

Od Nataniela c.d. Celestii

 Głośne westchnienie wyrwało się z ust, by ujrzeć światło dzienne, kiedy tylko usłyszałem pierwsze odgłosy towarzyszące festiwalom. Niezależnie od miejsca i czasu ludzie zawsze robili hałas i raczyli innych regionalna muzyką. Do tego potrawy charakterystyczne dla danego miejsca, pamiątki czy inne drobiazgi, które można zabrać ze sobą do domu jako ozdobę albo prezent dla kogoś bliskiego. Swoją drogą ciekawe czy tutaj też dostanę jakąś błyskotkę dla tej sroki, która truła mi zadka już miesiąc przed wyjazdem. Zakichana pani doktor. Wielka, poważna, ale cholernie upierdliwa. Zamiast zabrać się za Whitehorna, wolała latać wokół mnie i prosić o przywiezienie czegoś. Czasami miałem jej serdecznie dosyć, głównie przez takie namolne, dziecinne zachowanie. Sięgnąłem do kieszeni spodni, na ślepo szukając w niej portfela albo chociaż jakichś wolnych banknotów. Na prowincji raczej obowiązywała wspólna waluta, przynajmniej taką miałem nadzieję. Inaczej będę w ciemnej ciasnej, nic za darmo brać nie zamierzam, nawet jeśli próbowaliby mi wcisnąć. Pracują, robią, powinni zarobić jak wszyscy uczciwi ludzie.Poza tym zgłodniałem jak wilk, te całe racje żywnościowe nie zaspokajały głodu, tylko potrzeby organizmu. Może gdzieś tu znajdę jakieś stoisko z bułeczkami albo serkiem?
 Przekroczyłem granicę ścieżki i udekorowanego rynku, od razu rozglądając się na wszystkie strony. Kilku chłopców, chyba w moim wieku, może starszych, natychmiastowo zwróciło ku mnie swoje oblicza. Ciekawi skurkowańcy, choć może zaskoczeni tym, że miałem przy sobie broń? Albo, że grzebałem po kieszeni publicznie, bez skrępowania? Kij ich wie, chcę je... Zmarszczyłem brwi, czując na sobie spojrzenie inne, niż te młodzików. Naprawdę zaciekawione, jakby ów ktoś chciał przejrzeć mnie na wylot. Odwróciłem się w tamtą stronę, a włosy na karczku stanęły mi dęba, gdy tylko natrafiłem na intensywnie zielone oczy. Jak u jadowitego węża zamkniętego w ciele dojrzałej kobiety. To chyba jej tatko tak się przyglądał i coś ględził w swoim namiociku. Stary wariat myśli, że ma szanse u młodszej od niego pani, przynajmniej wizualnie młodszej o kilka lat. Kiwnąłem głową na powitanie, ruszając w swoją stronę. Wizja oberwania od tatka nadal majaczyła gdzieś z boczku, przypominając mi o tym, by jak najlepiej wykonać powierzone zadanie. Przejść się, zdać raport, znów na spacerek, potem papu i wolne.
 Tak by było, gdybym po kilku minutach bezcelowego szwendania się nie zobaczył tej jednej, szczególnej osoby. Siedziała sama jak palec przy stoliku dla czworga, pogrążona w świecie myśli i marzeń. Znaczy się tak wyglądała, ludziom do głów nie potrafiłem zaglądać. Szkoda, bo taka umiejętność znacznie ułatwiłaby mój marny żywot. A nie jakaś regeneracja i inne bzdety. Bez chwili namysłu raźnym kroczkiem ruszyłem ku jasnowłosej piękności. Tylko po co, skoro zapewne nie ma ochoty na rozmawianie ze mną? Zwłaszcza po tym cyrku, jaki urządziłem w świątyni.

CELESTIO?
A może jednak masz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy