Sierpniowe, popołudniowe słońce przebijało się przez korony drzew, rzucając różnokolorowe cienie w najróżniejszych kształtach na stolik, przy którym siedziałam, a także na jego okolice. Pary młodzieńców, starców, tutejszych dziewcząt i żołnierzy wirowały w centralnej części rynku. Dzięki zabudowaniom i drobnym wzniesieniom wokół niej- dźwięk gitar, skrzypiec i innych instrumentów, których nawet nie potrafiłam nazwać, bez problemu niósł się po całej okolicy. A przy okazji płoszył zwierzynę z lasów. Właśnie, las.. Już kilka tygodni temu Chaol osobiście pojawił się pod świątynią z pisemną zgodą od Starszych na możliwość rozmowy ze mną. Przekazał mi prośbę, bym zebrała kwiat o'rdu. Było tylko jedno, malutkie ale. Roślinka zakwitała nocą, tylko raz na cały rok. I ta noc była właśnie dzisiaj; dokładnie za kilka godzin. Niespełna dwudziestoletni zielarz nie mógł zrobić tego sam. Uniemożliwiała mu to złamana noga. Może powinnam powiadomić kogoś ze Starszyzny o tym, że nie będzie mnie w domu? Cóż, złapię później Freyę lub Luciena, innej możliwości nie ma.
Zmarszczyłam leciutko brwi, odnalazłszy wzrokiem czarnowłosą kobietę, a szczerze rozbawiony uśmiech sam z siebie zawitał na moich ustach. Prawie że sześćdziesięcioletnia wdowa, a zachowywała się, jak nastolatka. Ze spojrzeniem utkwionym w jednego z bardziej wyróżniających się mężczyzn, zdecydowanie nietutejszego. Zresztą... Cóż się dziwić? Od dawna trajkotała o tym, jacy to wioskowi panowie są niewychowani, niekulturalni. A jej drogi kuzyn przoduje w tym najbardziej, razem z Lorcanem dając zły przykład pozostałym osobnikom płci męskiej, żyjących w Terrasenie. Zaś nawet stąd widać było, że pan Chimero zna zasady savoir-vivre i potrafi obchodzić się z kobietami. Wcale, oj, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Freya się do niego odezwała. Może chociaż ona potrafiłaby złapać jakiś dobry kontakt z mężczyzną, który zdecydowanie zawrócił jej w głowie. W przeciwieństwie do nieudolnej kapłanki, która nawet nie miała okazji do rozmowy z młodym mężczyzną, o którym fantazjowała i śniła odkąd zrozumiała, co też do niego czuje. Przecież jeśli tak dalej pójdzie, to być może nigdy więcej go nie zobaczę. Nie będzie mi dane usłyszeć tego spokojnego, niskiego głosu, a jednak wzbudzającego zaufanie i powodującego szybsze bicie serca. Ni nie będzie mi dane zobaczenie oczu, niezmiennych od tych siedmiu lat. Wciąż tak samo niezwykłych, kolorowych. Na myśl przywodzących jakiś rzadki kamień szlachetny. Może jakiś rzadki opal, w tych niesamowitych, choć współgrających ze sobą odcieniach?
Ze świata myśli wyrwały mnie ciche kroki, jednak dobrze słyszalne na kamiennej ścieżce. Zamrugałam kilkakrotnie, jakby wyrwano mą skromną osobę z jakiegoś transu, czy innego letargu. A biedne, nieco zbolałe serduszko znów przyspieszyło, gdy tylko go zobaczyłam. Początkowo byłam święcie przekonana, że mnie nie zauważył; że po prostu mnie ominie i przejdzie obok, wściekły na to, co wydarzyło się w świątyni. A jednak.. Pochwyciłam jego spojrzenie, wbite wprost we mnie. Zaś szczery uśmiech znów pojawił się na podkreślonych przez szminkę ustach. Tak, jak wtedy, gdy nawiązaliśmy ze sobą kontakt wzrokowy podczas mszy..
NATANIELU?
W końcu odpis, hua