W tych kilku chwilach kryła się magia, zarezerwowana jedynie dla nieszczęśliwych kochanków jednego ze starożytnych dramatów. Miliony emocji mieszały się ze sobą, wywołując wewnętrzną burzę. Gorący wiatr szarpiący mną od środka, ulewa uczuć- to wszystko z powodu jednej tylko osoby. Tej, którą mi odebrano nagle, bez skrupułów. Tylko po to, bym odnalazł ją po latach rozłąki. Zdawać by się mogło, że mijający czas ugasi dawny płomień, lecz stało się coś zupełnie odwrotnego. Z każdym dniem kochałem ją jeszcze mocniej, przykuty łańcuchami tęsknoty nie miałem szansy ja podjęcie próby ucieczki. Całe cierpienie teraz przemieniło się w coś innego. Czyżby tak wyglądał prawdziwy stan zakochania? Czy może jednak iskierka dziecinnego zauroczenia wznieciła niekontrolowany pożar?
Ciepło damy przyprawiało mnie o dreszcze, gęsią skórkę, pomimo dojmującego upału. Dopiero w tym momencie naprawdę zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo samotnym człowiekiem byłe. Zawsze wmawiałem sobie, że to normalne, że nie potrzebuję nikogo do szczęścia. Powrót Savey otworzył mi oczy, ukazując okrutną w swej szczerości, raniącą prawdę. Nie chciałem tłumu znajomych, kolejnych nic nieznaczących kukiełek, przytakujących każdemu memu słowu i sztucznych. Tym, czego pragnąłem całym sobą była ona. Tak krucha i delikatna, gdy próbowała ukryć się w moich ramionach, uciec przed wiatrem i chłodem wieczoru. Łatwo poddawała się wpływowi emocji- tych pozytywnych, ale i negatywnych. Jedną z rąk objąłem moją nimfę, przygarniając do siebie, niczym czuły rodzic. Drugą zaś sięgnąłem za postrzępiony, przepastny płaszcz. Okryłem nim dziewczę, uśmiechając się na jej widok. Wyglądała w nim tak, jakby tonęła w wodach Morza Czerwonego. Maleńka, niewinna...
— Wracamy do domu, Sarenko...— szepnąłem wprost do jej uszka.
Wargami musnąłem aksamitny policzek. Kolejny dreszcz przeszył mnie na wskroś, gdy dotknąłem jej jedwabiście miękkiej skóry. Dom... Tym właśnie była dla mnie świątynia kociej bogini. Miejsce, o które dbałem latami, przywiązując się do niego, planując tam przyszłość. Przyszłość ściśle związaną z kobietą, której od tak dawna szukałem. To dla istoty o fioletowej czuprynie codziennie pielęgnowałem ogrody za marmurowym gmachem. I dla niej jak lew broniłem reliktu przeszłości, brałem w posiadanie kolejne kilometry jałowej pustyni. By pewnego dnia mogła przybyć tu ze mną, ujrzeć mój świat i zatopić się w nim. Tylko Savey zdolna była do spojrzenia na to miejsce moimi oczami, doznanie tego samego, co ja przed laty.
Kary ogier zbliżył się, na znak mu dany. Pomogłem damie wejść na jego grzbiet, wygodnie usadowić się w siodle. Sam postanowiłem poprowadzić zwierzę, dla zachowania bezpieczeństwa. Niestety moje królestwo wieczorami wracało do życia pełnego brutalności.
SAVEY? Och, och... Jaki dżentelmen xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz